W mieście Łodzi rozeszła się nowina… – kolejny tom serii Wydawnictwa UŁ

Ukazująca się od kilku lat w Wydawnictwie UŁ seria Kultura Literacka Łodzi to skarbnica informacji o mieście, którego tożsamość przez dziesięciolecia przedstawiana była jednowymiarowo.

Jeśli o Łodzi pisano, koncentrowano się na rozwoju przemysłowym „miasta kominów”, na robotniczym trudzie i czerpiących z niego zysk fabrykantach. Przemilczano niektóre fakty, bo były niewygodne, nie pasowały do obowiązującej narracji. Tak działo się na przykład z historią łódzkich Żydów. Dopiero lata 90. XX wieku przyniosły nowe spojrzenie. W innym tonie zaczęto pisać o fabrykantach. Przypomniano sobie, że 1/3 mieszkańców przedwojennej Łodzi stanowili właśnie Żydzi. Dotarto też do rozmaitych tekstów ukazujących bogatą i różnorodną historię łódzkich dzielnic, zwyczajów ich mieszkańców. Dawna Łódź zaczęła tętnić życiem, okazała się wielobarwna i niesłychanie interesująca.


Kolejny tom ze wspomnianej serii - „Pogranicze folkloru i kultury popularnej w wielkomiejskiej Łodzi. Od połowy XIX wieku do 1939 roku” pod redakcją Przemysława Owczarka i Krystyny Radziszewskiej przynosi nowe elementy miejskiej układanki. 


Znajdziemy tu piosenki odwołujące się do wiejskiego pochodzenia robotników, pieśni pracy, a także pieśni walki, które – jak podkreśla Przemysław Owczarek – „były przekazicielami wartości, dzięki którym klasa robotnicza stała się podmiotem procesów historycznych”. W październiku 1904 roku pojawiła się w Łodzi ulotka przynosząca tekst zatytułowany „Śmierć prowokatora” – historia dotyczyła pracownika niciarni w Widzewskiej Manufakturze, Adama Galusa, na którym robotnicy dokonali samosądu: 


 (…) Ach, ty szpiclu, ty niesworze / Ty przeklęty prowokatorze! / Krwią się braci swych tuczyłeś / I na topór zasłużyłeś!” Rok później bojowcy PPS dokonali zamachu na Juliusza Kunitzera, przemysłowca i twórcę wspomnianej już Widzewskiej Manufaktury. Jeden z zamachowców, 23-letni Adolf Szulc, w śledztwie zeznał, iż „nie mógł znieść, że przez fabrykanta setki robotników cierpiały nędzę. 


Nieznany autor pieśni opowiadającej o tym wydarzeniu, pisał:

W mieście Łodzi rozeszła się nowina (…) Na Promenadzie, pod pałacu murem / Stanął tłum ludzi długim sznurem / A każdy po cichu swe usta roztwiera: / Już diabli wzięli nareszcie Kunitzera!


Warto dodać, że znienawidzony przez robotników przemysłowiec był inicjatorem uruchomienia w Łodzi miejskiej i podmiejskiej elektrycznej komunikacji tramwajowej, sam często z niej korzystał, i to właśnie w tramwaju, „na przystanku przy Nawrot ulicy” zastrzelono go z brauninga… 


Piosenki o Galusie czy Kunitzerze robotnicy śpiewali podczas wieców i strajków, jak pisze Przemysław Owczarek – „wytwarzało się (wówczas wśród nich) jednorodne poczucie siły”. Dla nas są one dziś niezwykle interesującymi opowieściami o historii Łodzi.


Te i inne piosenki i pieśni, które znajdziemy w omawianym tomie niekiedy drukowano w prasie. Ukazywały się one także w formie zbiorów druczków ulotnych, rozprowadzanych przez wyspecjalizowanych wydawców i księgarzy. W Łodzi były to firmy Adolfa Słomnickiego i Ch. Franka. Kolportowali je także domorośli łódzcy twórcy – Walenty Kotarski, z zawodu dekarz, czy Stanisław Rudnicki, pracownik gastronomii. Druczki sprzedawano na ulicach i rynkach, po 10 groszy, czasem do ich reklamy włączały się kapele podwórkowe, wykonujące szlagiery. Jednym z nich była „Zbrodnia Zajdlowej” - opowieść o śmierci 12-letniej Zosi, którą „matka (…) udusiła / i jeszcze ciepłe jej ucho / do ubikacji wrzuciła”… A wszystko to stało się przy ulicy Szopena na Bałutach. W obiegu były różne wersje tej pieśni, za autora jednej z nich uchodzi wspomniany już Walenty Kotarski, który mógł nieźle zarobić rozprowadzając ją wśród robotniczej publiki, bowiem oprócz pierwszego wydania ukazały się jeszcze wznowienia po 10 tys. egzemplarzy. 


Jak pisze Janusz Dunin, znany łódzki bibliofil, literaturoznawca i bibliotekarz, po wojnie, w 1945 roku, Kotarski i Rudnicki założyli spółkę „Harfa”, która zajmowała się publikowaniem okolicznościowych piosenek i broszur, przetrwała jednak tylko kilka lat.


Opracowujący tom „Pogranicze folkloru i kultury popularnej w wielkomiejskiej Łodzi” redaktorzy wielokrotnie odwołują się do wcześniejszych publikacji dotyczących tego tematu. Są wśród nich właśnie prace Janusza Dunina – „O piosence z robotniczego miasta” czy „W Bi-Ba-Bo i gdzie indziej”, „Folklor robotniczej Łodzi” - plon zorganizowanego w 1972 roku konkursu na ten temat właśnie czy Władysława Lecha Karwackiego – „Kultura i obyczaje robotników” oraz „Piosenka w środowisku robotniczym”, gdzie autor pisze: 


pieśń robotnicza związana była z narodzinami cywilizacji miejskiej i kultury masowej. Wpływ na nią miały operetka, wodewil, gramofony, radio i film. 


Widać te wpływy wyraźnie w kolejnych częściach książki poświęconych łódzkim kupletom, tekstom satyrycznym, powieści brukowej czy odcinkowym historyjkom obrazkowym oraz reklamom. „Na ulicy Rajtera / Już kompania się zbiera” – tak zaczyna się jeden z kupletów, którego autorem jest As-Pik – „Idą chłopcy galante i dziewki: / Najpierw Mańka – ta szelma / Która mieszka na Kielma / Potem Felka i za nią dwie Stefki”. Tak wygląda „Niedziela na Bałutach”, gdzie ktoś komuś „wsadził nóż między żebra” i gdzie „świt wilgotny powstaje”… 


Dawna ulica Rajtera to dzisiejsza Urzędnicza, przy której mieszkam! Z kolei Kielma to Marynarska przy Tokarzewskiego. W wielu piosenkach znaleźć można nazwy ulic, zaułków, ich bohaterami są Antek z Bałut czy Andzia z Kozin, pojawiają się też tam ludzie różnych zawodów, jak na przykład gremple (pracownicy gręplarni) czy webery (tkacze), dryndziarze i fryzjerzy. A w nocy? 


Nocną porą na ulicy / Zebrali się klawisznicy. / Zebrały się i ćmy nocne. / Wstawiają artychy mocne / Dawać motje, dawać dychy! 


Tym „Obrazkom łódzkim” towarzyszą w omawianym tomie przypisy – klawisznicy to złodzieje okradający mieszkania za pomocą dorobionych kluczy lub wytrychów, wstawiać artychy to inaczej popisywać się, a motje – z języka francuskiego – to połowa, spółka, pół na pół. W innych piosenkach odnajdziemy sznapę – wódkę, fajrant – koniec pracy czy eintopfessen czyli danie jednogarnkowe, rodzaj gulaszu.


Wpływ języka niemieckiego czy jidysz, widoczny w wielu utworach z tamtego okresu, jest czymś oczywistym, Łódź była tyglem kulturowym. Historyk i niemcoznawca z UŁ, Krzysztof Woźniak, pisząc o „integracji językowej” przytacza przykład tzw. hauzeraków – tak nazywano grywające na podwórkach zespoły. „Określenie zostało urobione od niemieckiego hausieren, czyli chodzić od drzwi do drzwi i oferować jakieś artykuły do sprzedaży”, hauzeracy sprzedawali piosenki. Zespoły takie tworzyli zarówno Polacy, jak i Niemcy czy Żydzi. O „Żydowskich muzykantach podwórkowych” pisał Mojżesz Puławer, o ich niemieckich odpowiednikach Alfred Renner. 


W dziale poświęconym humorowi i satyrze wielojęzycznej Łodzi znajdziemy, pisane po polsku, „Strofy o Łodzi i łodzianach”: 


 Łódzkie parki, laski skwery / Niczym flora znad Riwiery / Laski wprawdzie są obdarte / Brudne skwery lasków warte…


A obok nich słowa w jidysz – 


Jesteśmy narodem wiecznych tułaczy / Kuczkę raz tu, raz tam stawiamy. / We wszystkich miejscach na świecie / Szałasy na święto Sukot mamy


 – ich autorem jest Lejb Berman, piszący pod pseudonimem Graf Kali. Dalej – utwory Wilfrieda Spectatora o plajcie: 


Uśpiony już sklep i klient także śpi / lecz jakiś cichy szept uparcie brzmi: / Ten mały Kohn, on niebawem splajtuje / a i jego synowi plajta szyk popsuje. 


Wilfried Spectator to Reinhold Piela, który w 1913 roku wydał „Czapkę pełną dowcipów z Łodzi i Pabianic”. Jest nawet Wujek Mitia i jego – pisana po rosyjsku – „Pieśń bałuciarza”, który „spaceruje po brudnych ulicach / gdzie w ciemnościach egipskich świat znika”.


Nie sposób wymienić wszystkich autorów zacytowanych na 370 stronach książki. Historyjki obrazkowe „Łódź w dobie chłopczycy” musicie Państwo obejrzeć sami. Podobnie – przeczytać fragmenty powieści brukowej „Tajemnice łódzkiego cmentarza”. Na koniec przytoczę jeszcze tylko urywek z reklamy sklepu świeżych kwiatów, który mieścił się przy ulicy Dzielnej No 4: „Pierzchnie rychło gorycz, nuda / Do życia odraza / Bo powita cię radośnie / Salwy cud-oaza”. Tak, to ten sam Wojciech Salwa, o którym pisał w „Kwiatach polskich” Julian Tuwim!


„Pogranicze folkloru i kultury wielkomiejskiej Łodzi” Wydawnictwa UŁ to dla wszystkich zakręconych na punkcie tego miasta lektura obowiązkowa.

Joanna Sikorzanka

Więcej tekstów autorki znajdziesz TUTAJ